Jeśli kiedykolwiek marzyłeś, żeby być kapitanem floty, który bez mrugnięcia okiem rozstawia swoje okręty i każe im siać spustoszenie, to Battleships Armada jest dla Ciebie jak kufel zimnego piwa po całym dniu! Ta gra to prawdziwa gratka dla fanów taktycznych bitew morskich – czyli takich, gdzie nie wystarczy klikać na oślep, tylko trzeba myśleć jak generał, który właśnie rozgrywa mecz o mistrzostwo świata w statkowej wersji szachów.
Wchodzisz do kabiny dowódcy i masz do wyboru flotę marzeń – od małych, zwinnych kutrów patrolowych, które wyglądają jakby zaraz miały uciec przed problemami, po ogromne lotniskowce, które mogą zgnieść przeciwnika niczym hipopotam na trampolinie. Każdy okręt ma swoje supermoce i specjalne umiejętności, więc wybór floty to jak układanie ulubionego playlisty – trochę trzeba poszperać, żeby potem czuć się jak boss.
Podczas bitew liczysz na swoje strategiczne zdolności, bo bez planu to jak rzucać monetą na pogodę – może się uda, a może rozbijesz się jak ryba na suchym lądzie. Trzeba więc sprytnie manewrować, przewidywać ruchy przeciwnika i z zimną krwią likwidować kolejne jednostki. Każdy zatopiony okręt to krok bliżej do chwały i sławy, albo przynajmniej do wrzucenia w grupie znajomych mema o swojej epickiej wygranej.
A jakbyś chciał sprawdzić, czy Twoi znajomi naprawdę są przyjaciółmi, to tryb multiplayer w Battleships Armada jest jak test lojalności – możesz rzucić ich na głęboką wodę i zobaczyć, kto utonie, a kto wyniesie Cię na ramionach do szczytu rankingu. Jest emocja, jest rywalizacja i jest ten moment, kiedy Twoja flota świętuje zwycięstwo, a przeciwnik zastanawia się, gdzie popełnił błąd (albo po prostu wyłączył komputer w geście rozpaczy).
Do tego dochodzi śliczna grafika, która sprawia, że statki wyglądają jak żywe (no, prawie), oraz muzyka, która wciąga bardziej niż serial z Netflixa w niedzielne popołudnie. Generalnie, jeśli chcesz poczuć się jak król mórz i mieć przy tym niezły ubaw, Battleships Armada to strzał w dziesiątkę... albo raczej w dziób przeciwnika!