Kumpel, jeśli zawsze marzyłeś, by poczuć się jak Bóg (ale taki, co nie musi się martwić o podatki ani sąsiadów z piwnicy), to Czarny i Biały jest dla Ciebie jak rajski deser z bitą śmietaną! Ta gra z 2001 roku, wyprodukowana przez Lionhead Studios, pozwala Ci przejąć boskie stery i decydować, czy Twoi śmiertelni wyznawcy będą Cię kochać, czy raczej uciekać, bo boisz się jak ten dziwny wujek na rodzinnym obiedzie.
Wyobraź sobie, że rządzisz wioską, ale nie byle jaką – to Twoja boska domena, pełna wiernych (lub nie tak bardzo) fanów, którzy liczą na Twoją pomoc – albo na to, żebyś ich zdemolował, jeśli masz zły humor. Możesz być dobrym bogiem, który rozdaje miłość i cukierki (no dobra, bardziej magiczne wsparcie), albo mrocznym tyranem, który wprowadza strach i chaos. Generalnie, to jak wybór między cukierkowym jednorożcem a smokiem ziejącym ogniem – i obydwa mają swoje plusy, serio.
Sterowanie jest tak intuicyjne, że nawet babcia by ogarnęła (albo prawie), bo wszystko robisz myszką – klikasz, przeciągasz i manipulujesz światem, jakbyś bawił się w boga z pilotem od telewizora. No i nie zapominaj o swoim gigantycznym zwierzu – Twojej boskiej maskotce, która uczy się na podstawie Twoich decyzji i może siać spustoszenie albo ratować świat. Moja pierwsza próba nauczenia potwora, by nie rozdeptał całej wioski, skończyła się... no cóż, powiedzmy, że wioska już nie istnieje. Ale hej, przynajmniej potwór był zadowolony!
W Czarnym i Białym balansujesz między budowaniem a burzeniem, przyjaźnią z ludźmi a rozstawianiem im gęby w ryzach. Wiesz, taka boska codzienność. Twoje decyzje wpływają nie tylko na morale wioski, ale też na reakcje innych bogów, bo tak, nie jesteś sam – konkurencja patrzy Ci na ręce i czasem rzuca wyzwanie, żeby sprawdzić, kto tu naprawdę rządzi.
A jeśli masz chęć na trochę boskiej rywalizacji, jest tryb multiplayer, gdzie możesz sprawdzić, czy Twój kumpel to faktycznie brat w wierze czy tylko cwaniak, co Ci zwinie wyznawców spod nosa. Generalnie, Czarny i Biały to taka gra, gdzie możesz być albo dobrym aniołem, albo diabłem na haju – a i tak będzie zabawa na całego. No, to co? Gotowy na boską jazdę bez trzymanki?
