Słuchaj, jeśli masz ochotę na trochę postapokaliptycznego zamieszania bez wychodzenia z przeglądarki – Dead Zed to jak najlepszy sos BBQ dla fanów zombie-survivalu! Wskakujesz w buty ocalałego, który, nie wiem jak wy, ale ja chyba ostatnio mam talent do wpadania w kłopoty, musi sobie radzić w mieście, które bardziej przypomina plenerowy cmentarz niż centrum metropolii. A wszystko to w rytmie wiecznego nie daj się zjeść!, bo zombiaki nie znają litości, a ich apetyt rośnie, zwłaszcza po zmroku.
Gra jest tak prosta, że nawet twoja babcia, która myli klawiaturę z pilotem od telewizora, połapie się, jak się ruszać i strzelać. Sterujesz klawiszami i myszką, więc zero gimnastyki palcowej – w sam raz na szybkie rundki, gdy masz tylko pięć minut, żeby odetchnąć między codziennymi katastrofami. A strzelanie? No cóż, nie musisz być Snajperem Roku, żeby pokonać hordę nieumarłych – wszystko działa gładko i intuicyjnie, jak jazda na rowerze, tylko z większą ilością krwi (choć w wersji No Blood – trochę mniej tej krwi, więc spokojnie, nie będziesz się czuł jak na horrorze klasy B).
I tutaj zaczyna się prawdziwa zabawa – bo Dead Zed to nie tylko bieganie, strzelanie i uciekanie przed zombiakami, ale też budowanie bazy jak prawdziwy mistrz fortec. Zbierasz drewno, metal i inne niezbędne do obrony surowce, ustawiasz pułapki i tworzysz twierdzę, która powinna wytrzymać atak nawet najbardziej zdeterminowanej grupy zombie (albo twoich znajomych, którzy przychodzą na pogawędkę i przypadkiem rzucają coś do ognia).
Co najlepsze, gra ma dynamiczny cykl dnia i nocy, który zmienia wszystko – za dnia zombie są jak leniwe koty, ale gdy zapada zmrok, zamieniają się w głodne bestie, które potrafią namieszać w twoim planie dnia. Musisz więc planować swoje akcje i nie pakować się w kłopoty bez zapasu amunicji i solidnych murów. A misje? Niby proste, ale dają satysfakcję, bo odkrywają kawałki tej ponurej historii upadku świata – serio, lepsze niż nudne seriale na Netflixie!
Ogólnie Dead Zed to idealny sposób, żeby sprawdzić, czy potrafisz przeżyć apokalipsę bez większych obrażeń, a przy okazji trochę się pośmiać z absurdów życia, jak to, że zombie mają lepsze życie nocne niż ja. Więc jeśli masz ochotę na miks akcji, strategii i trochę historii bez ciężkiego dramatu, to wskakuj, bo to jest gra, która naprawdę potrafi wciągnąć – a do tego sprawdzi, czy twoi znajomi to faktycznie kumple, kiedy zacznie się walka o ostatni zapas amunicji!