Ej, słyszeliście o Kitty Marbles? To taka gra, gdzie możesz wreszcie poczuć się jak kat kulkowej armii – serio, musisz zestrzelić co najmniej trzy kuleczki tego samego koloru, zanim zdążą przekroczyć magiczną linię końcową. Tak, to trochę jak pogoń za tymi irytującymi piłeczkami na podłodze, które zawsze chowają się pod kanapą, tylko tutaj masz supermoce i zero bólu pleców!
Wyobraź sobie, że kuleczki suną po torze jak stadko kotów na kocie przysmaki – nie do zatrzymania, ale ty jesteś boss-em, który mówi: Nie dziś, szaraki! Celem jest więc eliminowanie tych kolorowych śmiałków, zanim zrobią sobie piknik na końcu linii – serio, kto pozwala kulkom na piknik? Nie ja! Ani ty!
Mechanika gry jest prosta, ale wciągająca – łączysz kolory jak mistrz kalejdoskopu, a każda udana seria daje satysfakcję większą niż znalezienie ostatniego kawałka pizzy w lodówce. Przygotuj się na prawdziwy rollercoaster dla oczu i palców, bo akcja nie zwalnia, a adrenalina płynie szybciej niż kawa o poranku (czyli naprawdę szybko!).
Dla mnie Kitty Marbles to taka mikstura relaksu i niepohamowanego chaosu – niby chcesz odpocząć, a tu nagle sprint do eliminowania kulek, które wyglądają jakby były na imprezie rave. Do tego idealna gra, żeby sprawdzić, czy twoje zmysły są jeszcze w formie, bo jedno potknięcie i buuum – linia końcowa zdobyta przez kolorową hordę!
Podsumowując – jeśli masz ochotę na trochę szalonej kolorowej akcji, która zmusi cię do myślenia szybciej niż ekspres do kawy parzy, to Kitty Marbles jest jak znalazł. No i serio, kto nie chce poczuć się jak bohater, który ratuje świat przed inwazją kulek? Ja już się przymierzam do kolejnej rundy – dołączysz?
