Królowa Roju to taka gra, w której wcielasz się w najbardziej hardcorową panią owada, jaką świat (a raczej kosmos) widział! Wyobraź sobie, że jesteś kosmiczną królową owadów, która musi zarządzać swoim własnym małym, ale groźnym rojem pełnym alienów, czyli Twoich wiernych żołnierzy-robaczków. Tylko że to nie jest zwykły karmnik na mrówki — to pole bitwy, gdzie musisz kombinować z zarządzaniem zasobami, produkcją jednostek i taktyczną jatką, by zniszczyć inne królowe i rządzić całym tym dziwnym, obcym światem.
Gra jest prosta w obsłudze – klik, klik, klik i już wysyłasz hordy swoich stworów na wroga. Cała magia polega na zbieraniu energii (takiej niewidzialnej, ale mega ważnej), którą wydajesz na wyprodukowanie nowych jednostek albo odpalanie super umiejętności. Brzmi trochę jak zabawa z włączaniem ekspresu do kawy, tylko tutaj zamiast kawy robisz z roju zmasowany atak, który zmiata przeciwnika z powierzchni mapy.
Co mi się najbardziej podoba? To, że mimo minimalnej fabuły (czyli nie zanudzają Cię godzinami przegadanych cutscenek), gra potrafi wciągnąć na całego. Bo kto by nie chciał być królową, która waży losy całego galaktycznego roju? No i jak to w RTS-ie bywa, musisz się pilnować, bo przeciwnicy nie śpią i wcale nie mają zamiaru dać Ci łatwego zwycięstwa. To trochę jak w życiu – zarządzasz zasobami, planujesz ruchy, a nagle wróg wbija i trzeba improwizować na szybko.
Muszę zdradzić, że kiedy pierwszy raz zacząłem grać, to prawie straciłem nerwy, bo nie ogarniałem, czy mam klikać szybciej, czy może bardziej strategicznie – ale po chwili złapałem rytm i serio, ta gra to świetny trening dla mózgu i palców. Idealna, jeśli chcesz sprawdzić, czy Twoi znajomi są prawdziwymi kumplami, czy tylko ładnie mówią przed bitwą, a potem uciekają przy pierwszym uderzeniu.
Podsumowując: Królowa Roju to połączenie prostoty z taką dawką taktycznego szału, że nawet Twój kot przestanie ignorować Cię na chwilę, żeby popatrzeć jak rozstawiasz robaki na polu bitwy. A jeśli masz ochotę na coś lekkiego, ale z pazurem i z humorem – no to już wiesz, co włączyć. Ostrzegam tylko – można się uzależnić, bo kiedy raz poczujesz, jak to jest być królową, nie chcesz oddawać tronu!