Jeśli kiedykolwiek marzyłeś, żeby rzucić się na arenę i pokazać wszystkim, kto tu rządzi – Miecze i Sandały 2: Panowanie Cesarza to gra dla Ciebie. Wchodzisz w skórę gladiatora, który zaczyna swoją przygodę od zera, a właściwie od kajdan niewolnika, bo tak – tu nie ma miejsca na sentymenty! Twoim zadaniem? Przetrwać, rozwalić kilku przeciwników, książkowo rozpracować strategię walki i w końcu rzucić wyzwanie samemu Cesarzowi. No dobra, może trochę przesadzam, ale naprawdę – ten gość to Twój ostateczny boss, a od jego łaski zależy Twoja wolność i wieczna sława.
Gra działa na prostym i genialnym w swojej prostocie point-and-click, czyli klikasz i działasz – jak w najlepszych memach z klikaniem w zbędne rzeczy na pulpicie. Walki są tu turowe, więc masz chwilę na oddech i – co ważniejsze – na planowanie taktyki. Możesz się bronić, atakować, wyzywać przeciwnika na małe psychiczne przepychanki albo używać specjalnych umiejętności, które wyglądają jak coś z magicznego pudełeczka z niespodzianką. To nie jest zwykły bijatyka, tu trzeba pomyśleć, żeby nie skończyć z twarzą w piachu... albo gorzej – z sandałem w nosie.
Co mnie osobiście rozwaliło ze śmiechu, to dostosowywanie gladiatora. Możesz wybrać sobie, czy twój wojownik będzie bardziej mięśniakiem czy zwinny jak kot na kanapie. Straaaaasznie satysfakcjonujące jest ulepszanie umiejętności i kupowanie nowych zbroi czy mieczy – serio, kto by pomyślał, że gra o starożytności tak bardzo przypomina codzienne zakupy online? Dodaj do koszyka: miecz, zbroja, mikstura na ból głowy po walce.
Gra nie tylko wciąga, ale też potrafi rozbawić, bo te starcia potrafią zamienić się w prawdziwy cyrk – wyobraź sobie, że zamiast cool akcji, Twój przeciwnik robi taki facepalm, że aż sama arena się trzęsie. A PvP? Idealna okazja, żeby sprawdzić, czy znajomi faktycznie chcą dla Ciebie dobrze, czy tylko czekają, aż wpadniesz na kolce albo zgubisz miecz.
Podsumowując: Miecze i Sandały 2: Panowanie Cesarza to jakby połączyć planszówkę, strategiczne myślenie i komedię omyłek z areny gladiatorów. Jeśli jesteś gotowy na trochę śmiechu, trochę bólu (wirtualnego, obiecuję!) i masę zabawy, to wskakuj do tej starożytnej walki o życie i sławę. A ja tymczasem idę jeszcze raz sprawdzić, czy ta zbroja nie jest przypadkiem magicznie zapchana piaskiem…