Słuchaj, jeśli myślisz, że masz refleks jak kot na gorącym blacie, to Slope Extra jest właśnie dla Ciebie! Ta szybka jak ekspres do kawy gra to taki klasyk z gatunku endless runner, czyli biegniesz, pędzisz, tylko zamiast nóg masz kulę, która toczy się po... no właśnie, po jakimś totalnie zakręconym stoku pełnym przeszkód. Wyobraź sobie neonowe szaleństwo, gdzie twoja kula jedzie na złamanie karku, a Ty musisz ją pilotować tak, żeby nie skończyło się to katastrofą – bo wiesz, przeszkody nie biorą jeńców.
Historia? Eee, jest, ale bardziej minimalistyczna niż mój plan na dietę po weekendzie. Po prostu zasiadasz i dajesz czadu – pędzisz, unikając przeszkód, żeby bić własne rekordy i robić wrażenie na znajomych (albo przynajmniej udawać, że masz nerwy ze stali). W Slope Extra nie ma miejsca na nudę, bo im dalej zejdzie Twoja kula, tym więcej pułapek i szybsze tempo. To jak jazda na sankach po lodowisku... tylko że bez sanków i z większą dawką adrenaliny.
Kontrola? Prosta jak budowa cepa! Wystarczą strzałki na klawiaturze albo stuknięcia palcem na ekranie – lewo, prawo, unikaj i gaz do dechy! A reakcje musisz mieć błyskawiczne, bo każda sekunda zwłoki to szansa, że zaliczysz spektakularne glebnięcie, które nawet streamerzy by skomentowali O kurcze, no i poleciał!.
Mechanika gry jest tak sprytna, że czuć każdą zmianę prędkości – kula nie tylko się toczy, ale też trochę podryguje, jakby miała własną osobowość. I wiesz co? Są tam takie magiczne power-upy, które dają Ci chwilową przewagę – taka turbo doza mocy, która sprawia, że możesz poczuć się jak mistrz stoku, nawet jeśli na co dzień zjeżdżasz z górki na tyłku.
Generalnie, Slope Extra to idealna gra, kiedy masz 5 minut przerwy i chcesz poczuć, że twoje palce to prawdziwe maszyny do unikania katastrof. A najlepsze jest to, że możesz mierzyć się z innymi – czyli taki idealny test, czy Twoi znajomi naprawdę są kumplami, czy tylko udają, gdy zaczyna się walka o najlepszy wynik. Szczerze mówiąc, nie pamiętam, czy przy pierwszej rundzie bardziej się śmiałem, czy płakałem, ale wiem jedno – wciąga jak czarna dziura!