Gotowy na totalny rozpierdziel – tfu, to znaczy – na niesamowitą dawkę akcji i chaosu? Wbijaj do Smashy City, gdzie wcielasz się w prawdziwego potwora z piekła rodem, który ma jeden cel: miażdżyć wszystko, co stanie mu na drodze! Budynki? W gruz! Auta? W kupę złomu! Ludzie? No cóż, lepiej, żeby się schowali, bo tu nie ma litości!
W Smashy City wybierasz swojego bestialskiego bohatera z wypasionej gromadki potworów, każdy z własnymi, unikatowymi zdolnościami – czyli nie tylko rozwalanie w trybie na oślep, ale też combo trików, które sprawiają, że rozbijanie miasta to sztuka, a nie tylko hałas. I serio, gra jest tak prosta, że nawet babcia z wąsami (nie pytaj) ogarnie sterowanie – wystarczy kilka kliknięć albo machnięć palcem, a Ty już latasz jak Godzilla na dopingu.
A fabuła? No jasne, że jest, ale luźna jak szwajcarski ser! Właśnie uciekłeś z klatki, więc co robisz? Stawiasz na chaos i destrukcję w sercu miasta, gdzie budynki same proszą się o rozbiórkę, a wojsko już się pakuje, żeby Cię powstrzymać. Tylko uważaj, bo tu nie ma taryfy ulgowej – musisz kombinować, unikać karabinów i czołgów, a jednocześnie zbierać punkty i nagrody, żeby pokazać wszystkim, kto tu rządzi.
Gra jest jak impreza u sąsiada, który powiedział róbta, co chceta, ale z dodatkiem armii próbującej Cię wywalić na bruk. Wiesz, taki miks Godzilla spotyka Armageddon, tylko na Twoim telefonie. I serio, po pierwszych minutach miałem wrażenie, że moje palce dostają własną osobowość, bo tak szybko i energicznie waliłem w ekran, próbując jeszcze bardziej rozwalić ten biedny wirtualny świat.
Smashy City to idealna gra, jeśli chcesz na chwilę zapomnieć, że masz rachunki do zapłacenia albo że Twoja kawa właśnie wystygła (co, umówmy się, to dramat). Wbijaj na chaos, śmiej się, płacz (ze śmiechu albo frustracji, zależy od dnia), i próbuj zostać największym potworem miasta. Bo w końcu, kto powiedział, że nie możesz być królem destrukcji i rozwałki?
