Ach, gry o tematyce kulinarnej! To coś jak połączenie MasterChefa z maratonem gier. Kto z nas nie marzył, by stać się mistrzem kuchni bez konieczności masakrowania prawdziwej cebuli i ryzyka przypalenia sosu? Witajcie w fenomenie znanym jako Gotowanie z Sarą, serii, która łączy w sobie dozę humoru i poważną pasję do gotowania.
Na początku, muszę przyznać, byłem sceptyczny. Myślałem, że Gotowanie z Sarą to coś jak te nudne gry edukacyjne z czasów dzieciństwa, ale..., życie lubi zaskakiwać. Reguły są dość proste: wybierasz przepis, a potem krok po kroku (z Sary pomocą, bo kto inny pomoże nam w kuchni, prawda?) próbujesz go odtworzyć. Przy każdym zadaniu czuję się jak uczestnik kuchennego reality show, z tą różnicą, że nikt nie ocenia mojego spaghetti. Chyba... to zaleta!
Co mnie zaskoczyło, to mechanika gry, naprawdę głęboka jak... no, jak mój talerz pełen lazanii. Sara to nie byle kto! Musisz wykazać się szybkością i zwinnością, by zbierać punkty, a jednocześnie uważać, by nie zmarnować wirtualnych składników. W sumie to jak gra w Tetris, ale tutaj klockami są składniki curry. Ech, ta adrenalina!
Unikalne cechy? Dużo tego! Świetna grafika, choć może nie poziomu najnowszego Warcrafta, dodaje do tego całkiem zabawne interakcje z Sarą (ciekawostka: czasem żartuje z niesmacznego dania!). Czy wspominałem już o multiplayerze? Tak, serię można grać lokalnie, z przyjaciółmi obok, rywalizując o to, kto szybciej zrobi sushi, czy online z graczami z całego świata. Oczywiście, tylko dla prawdziwych kuchennych śmiałków.
Wszystko w tej grze, od skwierczących odgłosów pieczonej szynki do intensywnej presji czasowej, przypomina mi lekcje gotowania z babcią. Stworzenie idealnej potrawy w Gotowaniu z Sarą to jak trafienie w złoty strzał w Counter-Strike’u... tylko mniej krwawe. Jestem pewien, że nawet Gordon Ramsay by się tego nie powstydził. No dobra, dałem się ponieść... ale serio, jeśli jeszcze nie próbowałeś - to co robisz ze swoim życiem?