Gotowy na karciane szaleństwo, które połączy w sobie klimat Halloween, łamigłówki i trochę strategii? Tripeaks Halloween to taka odmiana pasjansa, że nawet twoja babcia, która mówi, że “karty to tylko na wesela”, nagle zapragnie siąść do kompa (albo do smartfona, bo gra działa na dotyk!).
Wyobraź sobie: mroczny, lekko straszny krajobraz pełen duchów, czarownic, lampionów z dyni i innych halloweenowych dziwolągów. Nie, nie będziesz uciekać przed potworami – tutaj musisz ogarnąć kartową górkę ułożoną w trzy szczyty (stąd nazwa Tripeaks, czyli trzy szczyty, ale spokojnie, nie trzeba się wspinać). Twój cel? Oczyścić planszę, ściągając karty, które są o jeden stopień wyżej lub niżej niż ta, którą masz na wierzchu stosu. Brzmi prosto? Pewnie, ale gdy zaczyna się kombinowanie, to już robi się jak w Halloweenowym escape roomie – trochę dziwnie, trochę strasznie, ale przede wszystkim mega wciągająco!
Z początku myślałem, że to zwykły pasjans i po kilku ruchach rzucę grę w kąt, ale jak zobaczyłem, że pojawiają się specjalne bonusy i power-upy, które potrafią oczyścić kilka kart naraz albo dostarczyć ekstra punktów, to już się zaczęła zabawa! No i te poziomy – każdy z własną halloweenową oprawą. Jednego momentu walczysz z duchami, a za chwilę próbujesz nie zgubić się w czarownicowych kotłach. Taka mieszanka jak połączenie cukierków ze straszakiem – niby nie wiadomo, czego się spodziewać, ale jesteś zdecydowanie na tak!
Sterowanie? Totalna bułka z masłem. Klikasz myszką albo tapasz palcem i voilà – karta ląduje tam, gdzie powinna. Dla tych, co mają dwie lewe ręce do gier, są podpowiedzi, więc żadnego stresu, że utkniemy na poziomie. No i jeszcze ten moment, kiedy myślisz, że już straciłeś wszystkie szanse, a tu nagle trafiasz na kartę życia – to jakby ktoś w Halloween przyniósł ci dodatkowego cukierka w ostatniej chwili.
Generalnie, Tripeaks Halloween to nie tylko gra, to cała kartowa przygoda w halloweenowym klimacie. Idealna do sprawdzenia, czy potrafisz kombinować lepiej niż kolega, który zawsze twierdzi, że “kartówki to dla nudzarzy”. No i świetny sposób, żeby poczuć duchy, czarownice i dyniowe cuda, nie wychodząc nawet z domu (a to akurat plus, bo ja w kapciach wolę straszyć niż w zimnych butach). Szczerze mówiąc, wciąga tak bardzo, że nawet mój kot zaczął się zastanawiać, czy nie nauczyć się grać!