Gotowy na misję ratunkową, która jest bardziej zakręcona niż poranna kawa bez mleka? Wbijaj do Pixie Resurrection Emergency – gry, gdzie jesteś nie kim innym, jak lekarzem od cudów, ratującym przed śmiercią... no właśnie, Pixie! Tak, te małe, urocze stworki wyglądają jakby z bajki wyskoczyły, ale jak się rozchorują, to trzeba działać szybko, bo inaczej będzie po zabawie.
Wyobraź sobie, że Twoja sala operacyjna to nie jakaś nudna klinika, tylko pole bitwy pełne magicznych stworzonek, które zależą od Twojej zręczności i błyskawicznych decyzji. Tutaj Pixie Resurrection Emergency to nie tylko gra – to test na zdrowy rozsądek i refleks godny ninja, który musi zapanować nad chaosem, zanim te słodkie duszki po prostu wyzioną ducha. A wszystko to podane w grafice tak kolorowej, że nawet tęcza zrobiłaby sobie przerwę na kawę, żeby pogapić się na ekran.
Uszy? Przygotuj, bo dźwięki przypominają miks syreny karetek i śmiechu skrzatów na dopalaczach. Na początku może trochę szok, ale serio – po chwili wchodzisz w ten rytm jak DJ na imprezie techno. Masz do dyspozycji garść magicznych narzędzi, które pomagają w tych medycznych akrobacjach – trochę jakbyś miał w rękach różdżkę, ale zamiast rzucać czary, ratujesz życie. I serio, nie ma co się śmiać, bo jak się spóźnisz, to Pixie robią game over szybciej niż kot zrzuca ci kubek z herbatą z biurka.
A najlepsze? Możesz grać sam albo w drużynie. W trybie kooperacji to idealna okazja, żeby sprawdzić, czy Twoi kumple faktycznie pomogą Ci ratować życie, czy będą tylko przeszkadzać, biegając jak rozjuszone wiewiórki. PvP? No jasne! Nic tak nie scala przyjaźni jak wspólna walka o prawo do podania leku pierwszemu Pixie – bo wiadomo, kto pierwszy, ten lepszy (i bardziej bohater).
W skrócie: Pixie Resurrection Emergency to gra, która nie tylko sprawi, że poczujesz się jak superbohater w białym kitlu, ale też rozbawi Cię do łez i na moment zapomnisz o tym, czy dzisiaj zamknąłeś lodówkę. Więc jeśli masz ochotę na miks adrenaliny, słodkości i odrobiny medycznego chaosu, to wskakuj śmiało. Bo serio – kto nie chciałby kiedyś ratować uroczych Pixie? No właśnie!
