Okej, wyobraź sobie, że wskakujesz do zimnej, mokrej wody, a wokół ciebie... no właśnie, nie delfiny, tylko rekiny. Tak, mówimy o grze Shark Attack, gdzie każdy twój oddech to niemal jak zakupy w hipermarkecie w Black Friday – pełen napięcia i nerwówki! Tu nie ma miejsca na drzemkę, bo nurek to nie jest zawód dla mięczaków.
Zamiast spokojnego podglądania rybek, Shark Attack rzuca cię w sam środek podwodnego świata, gdzie trzeba ogarniać uniknięcia od ataków rekinów niczym zawodowy tancerz unikający wpadki na weselu. I tak, zbierasz punkty, łapiesz oddech (no, może trochę przesadzam – raczej łapiesz panikę), i walczysz o tytuł mistrza nurkowania. A uwierz mi, nie jest łatwo – poziomy są tak różnorodne, jak menu w chińskiej knajpie o 3 nad ranem.
Jeśli należysz do tego grona ludzi, którzy w weekendy wybierają ekstremalne sporty zamiast leżenia na kanapie (albo po prostu lubisz się pośmiać z własnej nieudolności), Shark Attack to gra, która wciągnie cię bardziej niż serial z kotem i psem walczącymi o pilota. Tutaj nie chodzi tylko o przetrwanie – to jest prawdziwe wyzwanie, które sprawdzi, czy masz nerwy ze stali czy raczej galaretkę w środku.
Grafika i dźwięk? No cóż, śmiało mogę powiedzieć, że moje uszy i oczy dostały na wejściu takie show, że nawet Netflix mógłby się czegoś nauczyć. Zanurzasz się w piękne, aczkolwiek lekko śmierdzące morskie głębiny, gdzie każda ryba wygląda, jakby przed chwilą wyszła z Halloweenowej imprezy. A jak się do tego wszystkiego dołączą inni gracze? No, to dopiero zaczyna się niezła jazda – idealna okazja, żeby przekonać się, czy twoi znajomi to naprawdę przyjaciele, czy tylko współcześni rekiny gotowi cię zjeść!
Nie ważne, czy grasz na kompie, czy na telefonie w tramwaju (nie mów, że tego nie robisz), Shark Attack jest dostępny wszędzie i zawsze gotowy na to, żebyś poczuł się jak bohater z filmu przygodowego – tylko bez popcornu i z większą ilością paniki. Więc wskakuj do tej wirtualnej wody, pokaż, że masz jaja (albo chociaż dobry refleks) i zostań królem podwodnego świata. A jeśli cię złapią – no cóż, przynajmniej będzie się czym pochwalić przy piwie!