Jeśli myślisz, że Twój sąsiad z góry gra głośno na perkusji o 3 nad ranem, to poczekaj, aż spotkasz Siren Head: Sound of Despair – grę, która zabierze Cię w podróż do świata, gdzie strach ma dźwięk… i to nie jest śmieszny dźwięk budzika, tylko taki, który powoduje, że masz ochotę schować się pod kołdrę na zawsze.
W tej survival horrorowej przygodzie trafiasz do gęstych, mrocznych lasów, gdzie legendy są gęstsze niż mgła, a zniknięcia ludzi – częstsze niż poranne kawy w korpo. Twoim zadaniem jest odkryć, co się tam dzieje, a przede wszystkim – przeżyć spotkanie z tytułowym Siren Head. Ta potworna hybryda megafonu i koszmaru z horroru, poluje na ciebie, korzystając z przerażających dźwięków, które nie tylko wkurzą Twój mózg, ale mogą też przyprawić o palpitacje serca – serio, czasem miałem wrażenie, że mój komputer sam zaczyna krzyczeć!
Cała zabawa polega na tym, żeby kombinować, skradać się i rozwiązywać zagadki, bo bezmyślne bieganie jak wściekły królik raczej nie skończy się dobrze (a przynajmniej nie dla Ciebie). Zamiast rzucać się na potwora z widłami, musisz raczej grać na nerwach i wykazać się sprytem – trochę jak w realu, kiedy próbujesz unikać spotkania z teściową na imprezie rodzinnym. Sterowanie jest banalne – WASD i myszka – czyli dokładnie tyle, ile trzeba, żeby się nie zajechać na starcie.
Ta gra to nie tylko bieganie po lesie i krzyczenie co to było?! – Siren Head: Sound of Despair to także solidna dawka łamigłówek, które nie pozwolą Ci odpłynąć w myślach i pomyśleć o obiedzie czy nowym memie. Klucze, zaszyfrowane notatki i inne ukryte smaczki czekają, aż je odkryjesz – a serce wali Ci tak mocno, że słyszysz je głośniej niż samego Sirena.
Podsumowując – jeśli masz ochotę na solidną dawkę dreszczyku, połączoną z rozgrywką, która sprawdzi Twój refleks, inteligencję i umiejętność panikowania (w końcu każdy ekspert od przetrwania wie, że panika to podstawa!), to Siren Head: Sound of Despair jest dla Ciebie jak znalazł. Idealna gra, żeby sprawdzić, czy jesteś twardy jak skała czy miękki jak galaretka. A ja? No cóż, przez pierwsze 10 minut miałem ochotę rzucić padem w monitor, ale potem… no właśnie, potem zacząłem się śmiać z samego siebie, bo serio, kto normalny bierze na poważnie megafon chodzący po lesie, prawda?