Wyobraź sobie, że twoim życiowym celem jest odzyskanie swojego ukochanego kapelusza. Brzmi banalnie? No to dopiero się zaczyna! Pogoń za kapeluszem to taki słodziutki, ale zaskakująco zgryźliwy platformowo-zagadkowy miszmasz, gdzie sterujesz stworzonkiem, które bez swojego nakrycia głowy kompletnie traci sens życia. Serio, kapelusz jest tam ważniejszy niż poranna kawa.
Gra jest jak dobry stand-up – prosta w założeniu, ale wypchana absurdalnym humorem i pomysłowością. Twoja misja? Odłączyć sobie ręce, nogi, a nawet tors, by ogarnąć te pokręcone poziomy i pierdyliard logicznych wysiłków. Tak, dobrze czytasz: rozbierasz się na części pierwsze, żeby rozwiązać łamigłówki. To trochę jak składanie LEGO na czas, ale LEGO z opcją eksplozji śmiechu. A kontrolowanie tej całej ludzko-hybrydy jest zaskakująco proste – strzałki albo WASD i cyk, już skaczesz albo machasz rękoma, które akurat nie zostały Ci amputowane.
Wiesz, próbowałem ogarnąć crafting jakiś raz i wyszła mi z tego breja na poziomie MasterChefa po imprezie. Tutaj na szczęście nie ma takich dram – wrzucasz spasionego stworka w wir akcji, czasem odrywając mu nogę, żeby doskoczyć gdzie trzeba. Walka z grawitacją i łamigłówki przypominają taniec na weselu – niby chaos, ale jaki styl! Raz z kumplem usiłowaliśmy wybudować coś na wzór fortecy, odrywając kończyny, żeby przerzucić je na inny level, ale zostaliśmy rozjechani przez własną niezdarność. I wtedy... mniejsza z tym, ale śmiejemy się do dziś.
Puzzle rozwijają się jak dobry żart na imprezie – z każdą kolejną rundą coraz lepsze, a wyzwania stają się kozackie. Niby to tylko gra o kapeluszu, a wciąga jak najlepszy kebab o 3 w nocy – wiesz, że nie powinieneś, ale bierzesz. Pogoń za kapeluszem to idealny miks luzu, łamigłówek i absurdalnego czaru, który sprawia, że chce się wracać po więcej. Jeśli chcesz pośmiać się, poćwiczyć refleks i pokombinować logicznie – to sztos, który musisz ogarnąć, jak Wiedźmin bez konia w ścianie.
Podsumowując: gra dla każdego, kto lubi wyzwania z przymrużeniem oka i nie boi się czasem odpiąć sobie ręki, by wskoczyć wyżej. No bo jak nie teraz, to kiedy?