Jeśli myślisz, że Freecell to już szczyt karcianej rozrywki, to pewnie jeszcze nie grałeś w Double Freecell – czyli Freecell na sterydach, z podwójną dawką kart i podwójną porcją frustracji, ale też satysfakcji! Ta gra to nie żarty – tu masz do ogarnięcia nie jeden, a dwa talie kart naraz. To trochę jak próbować układać puzzle, ale zamiast 500 kawałków, dostajesz 1000 i to w dodatku pomieszanych przez kota. Brzmi jak wyzwanie? No jasne, że tak!
W Double Freecell twoim celem jest, jak w każdym szanującym się solitaire, przerzucenie wszystkich kart na fundamenty – czyli takie magiczne stosy, gdzie karty muszą leżeć w kolejności od Asa do Króla i jeszcze podzielone na kolory, bo inaczej to nie ma mowy o wygranej. Ale uwaga, tu nie ma miejsca na przypadek! Trzeba myśleć jak szach-mat, planować każdy ruch kilka kroków do przodu, bo inaczej karton ci się rozjedzie szybciej niż promocja w Lidlu.
Gra nie ma jakiejś epickiej fabuły z wątkami romansowymi ani ratowaniem świata przed inwazją kosmitów – to raczej taka epicka walka z kartami, które próbują cię wyprowadzić z równowagi. Każde rozdanie to nowa mapa do opanowania, a ty czujesz się jak Indiana Jones, ale zamiast bicza masz myszkę i keyboard (hej, można też klikać i przeciągać karty, więc żadnych wymówek!).
Interfejs jest tak przejrzysty, że mógłbyś go nawet ogarnąć po przebudzeniu, zanim wypijesz kawę – zero rozpraszaczy, zero bajerów, które by cię odciągały od walki z tym kartonowym potworem. Cztery free cells to twoi najlepsi kumple w tej grze – małe skrytki, gdzie tymczasowo chowasz karty, żeby nie zginąć w chaosie. To trochę jak mieć przy sobie cztery tajne portale do ratunku, kiedy sytuacja robi się gorąca.
Z mojego doświadczenia – a gram trochę i zdarzyło mi się już kilka razy wpaść w pułapkę – Double Freecell to nie jest gra dla leniwych. To jak myślenie podczas prasowania koszuli albo planowanie, co ugotować z tego, co masz w lodówce – wymaga sprytu i cierpliwości, ale nagrody smakują wtedy jak najlepszy obiad u babci. Idealna, jeśli chcesz sprawdzić, czy twoi znajomi to naprawdę kumple, czy będą cię hejtować, kiedy zaczniesz jęczeć, że znowu nie mogę ruszyć tego Asa.
Podsumowując – jeśli masz ochotę na karcianą przygodę, która da ci popalić i przetestuje twoje szare komórki, a przy okazji poprawi humor (bo ile można się śmiać z własnych pomyłek?), Double Freecell jest grą dla ciebie. Uważaj tylko, żeby nie przesadzić i nie wpaść w kartonowy szał – bo to jak z binge-watchingiem seriali, tylko zamiast odcinków masz talie kart, a zamiast popcornu kawę (lub herbatę, jeśli jesteś bardziej wyrafinowany).