Gotowy na podróż do Zaczarowanego ogrodu, gdzie każda roślina ma więcej tajemnic niż Twoja teściowa, a magiczne stworzenia potrafią zrobić więcej zamieszania niż weekendowy grill u cioci? Ta gra to nie tylko symulator ogrodnika – to prawdziwa paranormalna plantacja pełna zagadek, które sprawią, że Twoje mózgowe komórki zatańczą salsę z radości (albo z desperacji, zależy jak podejdziesz do tych puzzli!).
Wcielasz się w ambitnego młodego ogrodnika, który przypadkiem w starej kniei natrafia na ogród, gdzie nie rosną zwykłe kwiatki, ale cała menażeria magicznych stworzeń – takich, które potrafią Ci pomóc, ale też podrzucić kłody pod nogi, kiedy najmniej się spodziewasz. Wyobraź sobie, że próbujesz uprawiać pomidory, a z krzaka wyskakuje Ci mały skrzat, który zaczyna robić psikusy. No, typowy dzień w pracy!
Zaczarowany ogród to nie tylko sadzenie i podlewanie – musisz rozwiązywać łamigłówki, odkrywać tajemnice i zarządzać swoimi magicznymi podopiecznymi, żeby przywrócić temu miejscu blask, który pamięta chyba tylko dinozaur. Sterowanie? Tak proste, że nawet Twoja babcia po kilku kliknięciach będzie lepsza w ogrodnictwie niż Ty po całym tygodniu. Klikasz, przeciągasz, organizujesz – i voilà, Twój ogród rozkwita jak reklama kremu na młodość.
Gra ma w sobie coś z serialu fantasy, gdzie każdy zakątek kryje sekret, a muzyka uspokaja nerwy nawet wtedy, gdy Twój ulubiony magiczny gryzoń postanowił zorganizować wyścigi na liściach. Idealna, żeby się zrelaksować po dniu pełnym absurdów (albo sprawdzić, czy Twoi znajomi naprawdę są kumplami, gdy zaczyna się walka o ostatni magiczny nasionko w trybie online).
Podsumowując – jeśli chcesz połączyć strategiczne myślenie z bajkową przygodą, a przy okazji pośmiać się z własnych ogrodniczych potknięć, Zaczarowany ogród to strzał w dziesiątkę. Wciąga, relaksuje i bawi, czyli taki gamingowy odpowiednik filiżanki dobrej herbaty z miodem (no, może lepszy – bo tu nikt nie mówi, że masz się położyć wcześniej spać). Szczerze mówiąc, już po pierwszych klikach pomyślałem, że to może być moja nowa ulubiona ucieczka od rzeczywistości – i chyba się nie myliłem!