Gotowy na niezły ubaw w świecie, gdzie cienie biją mocniej niż poranna kawa? Stick Shadow Fighter Legacy to taka mieszanka, że nawet Twój wujek, co zawsze myli pada z pilotem do telewizora, mógłby się wciągnąć – serio! To akcja, bijatyka i RPG w jednym, czyli jakby ktoś wrzucił do blendera zestaw Kung-fu Panda, Wiedźmin i Street Fighter, ale bez tych nudnych przerywników, gdzie trzeba czytać milion stron tekstu.
W tej grze wcielasz się w wojownika, który ma więcej motywacji niż moja babcia na wyprzedaży – oto zadanie: pomścić kumpla, który nie żyje, i rozwalić złowrogą organizację, która psuje równowagę w całym tym cienistym świecie. Brzmi poważnie? No może, ale gwarantuję, że nie raz padniesz ze śmiechu na widok combo, które przypomina taniec pijaka na lodzie.
Rozgrywka to czysta petarda! Walki są szybkie jak ekspres do kawy o 7 rano – trzeba dobrze wyczuć timing, bo jeden źle wbity przycisk i lądujesz na ziemi szybciej niż influencer po wpadce na live. Ale spoko, sterowanie jest tak proste, że nawet Twój kot mógłby spróbować – kierujesz się strzałkami, wciskasz atak, blok i specjalne ruchy, które robią takie show, że aż wanna z popcornem sama się merda. Z czasem uczysz się kombo, które wyglądają jak choreografia do teledysku, tylko bez dziwacznych kostiumów.
Nie ma nudy, bo prócz trybu fabularnego, gdzie poznajesz mroczne sekrety wrogów (tak, trochę jak przy rodzinnych tajemnicach, których nikt nie chce rozkminiać), masz też arcade i multiplayer. Idealne, żeby sprawdzić, czy Twój ziomek to naprawdę ziomek, gdy zacznie walczyć o ostatniego lepszego łupu – wtedy wychodzi cała prawda! A jak zdobędziesz trochę punktów doświadczenia (czyli nieoficjalnie: jak przetrwasz kilka rund bez wpierdolu), możesz ulepszać swoje umiejętności i sprzęt. Bo kto nie lubi wyglądać cool, gdy kopie się tyłki złoczyńcom, prawda?
Podsumowując: Stick Shadow Fighter Legacy to pozycja dla każdego, kto chce trochę pośmiać się z absurdów walk w cieniu, poczuć dreszczyk emocji i nie trzeba przy tym rozkminiać instrukcji obsługi większej niż biblia. No i serio – jeśli kiedykolwiek marzyłeś, by być cieniem ninja, który bije wszystkich na śmierć i życie, to tu znajdziesz swoje miejsce. A ja? Ja już trzeci raz próbuję przebić swój rekord combo i powiem tylko jedno: game on, ziomek!