Słuchajcie, mam dla was coś, co nazwałbym rollercoasterem gier – czyli The Rise Of Evil. Ta produkcja to taki kameleon w świecie gier, że każdy poziom to zupełnie inna bajka. Nie ma tu miejsca na nudę, bo co chwila zmieniasz nie tylko taktykę, ale i... zupełnie klimat!
Weźmy na przykład pierwszy epizod – tu wcielasz się w specjalistę od odpędzania koszmarów. Nie wiem, czy kiedykolwiek mieliście sen, który tak bardzo chciało się wywalić z głowy, że aż łóżko się trzęsło? No to teraz możesz to zrobić samodzielnie! Właściwie to czujesz się jak taki nocny strażnik, który zamiast strażackiego węża, ma do dyspozycji swoją własną armię sprytnych pomysłów, by wystraszyć te mroczne potworki. Totalny #NoSleepZone, serio.
A potem nagle bach – wskakujesz do kokpitu helikoptera! Drugi poziom to już nie sen, a raczej akcja rodem z filmu akcji na sterydach. Lecisz po niebie, omijasz przeszkody, które pojawiają się jakby ktoś rzucał je prosto pod twoje śmigła – serio, kto tak projektuje trasy lotów?! Czujesz się trochę jak pilot, który zapomniał, że ma skrzydła, bo non stop trzeba robić unik, żeby nie zrobić sobie krzywdy. Jak dla mnie, jedna z najfajniejszych części tej gierki, bo adrenalina skacze jak na rollercoasterze w wesołym miasteczku.
Jeśli myślałeś, że to koniec niespodzianek, to jesteś w błędzie – trzeci poziom to ucieczka przez całe miasto, a najlepsze jest to, że policja kompletnie nie ogarnia, że się wymykasz. To trochę jak gra w chowanego z gliniarzami, którzy mają chyba za dużo kawy i za mało refleksu. Nie wiem, czy to ja mam talent do omijania kontroli, czy po prostu twórcy gry chcieli, żebyśmy poczuli się trochę jak bohaterowie filmów, którzy zawsze uciekają w ostatniej sekundzie. Jak dla mnie – idealny moment na poczucie, że jesteś nie tylko graczem, ale też mistrzem improwizacji.
Podsumowując – The Rise Of Evil to gra, która nie chce ci dać odpocząć. Za każdym razem, gdy myślisz, że już wiesz, o co chodzi, wpada nowy epizod z jeszcze dziwniejszymi (czyt. zabawnymi) wyzwaniami. Idealna, jeśli lubisz mieć trochę zamieszania w życiu, a także jeśli chcesz się pośmiać z absurdów świata – bo serio, kto normalny odpędza koszmary helikopterem? No właśnie!
Gotowy na niezły ubaw i trochę szalonej rozrywki? To wskakuj do The Rise Of Evil i daj się zaskoczyć. Ostrzegam tylko – nie gwarantuję, że twoja kawa zostanie nietknięta, bo ta gra potrafi wciągnąć bardziej niż serial na Netflixie w niedzielne popołudnie.