Ej, słyszałeś o Skarbach Montezumy 3? To taka gra, która daje Ci na tacy kawałek Azteków – ale bez konieczności pakowania plecaka, kupowania biletów czy uczenia się języka, którego nie znasz. No i żadnych węży czy jaguarów za plecami, przynajmniej na razie! W tej match-3 puzzlowej przygodzie musisz poustawiać obok siebie co najmniej trzy takie same skarby (czyli tokeny, ale nie martw się, nie musisz znać tego słowa na pamięć), żeby je zgarnąć i zrobić miejsce na kolejne cuda. Najlepsza część? Goni cię nie tylko czas, ale i chęć zdobycia tych legendarnych skarbów Montezumy, a każdy poziom to nowa zagwozdka i mega kolorowa plansza, która aż prosi się o trochę mądrych ruchów i trochę szczęścia – wiadomo, bez niego ani rusz.
Sterowanie? Bajka! Klikasz, przesuwasz paluchem lub myszką i patrzysz, jak te skarby latają ze świstem w powietrzu (no dobra, wirtualnym powietrzu), a Ty zbierasz punkty jak prawdziwy Indiana Jones wersja casual. Ale uważaj – niektóre tokeny to takie małe petardy: jak je połączysz, to wybucha cała seria łańcuchowych reakcji, które robią porządek na planszy i zostawiają wrogów w totalnym szoku. Serio, czuję się wtedy jak magik, któremu nagle udało się wyczarować z kapelusza cały worek niespodzianek.
Co więcej, gra ma system progresji, więc nie tylko gapisz się na planszę, ale też zbierasz bonusy i odblokowujesz kolejne poziomy, pełne nowych wyzwań i artefaktów, które sprawiają, że czujesz się jak prawdziwy poszukiwacz przygód. A te azteckie klimaty? Kolory, muzyka, historie – niby prosty puzzle, a jednak wciąga jak serial Netflixa, tylko z mniej dramatycznymi zwrotami akcji i bez przerw na reklamy.
Ogólnie rzecz biorąc, Skarby Montezumy 3 to gra, która nie tylko testuje Twój refleks i strategiczne myślenie (czyt. jak nie wpaść we własne sidła), ale też daje niezły ubaw i czystą frajdę. Idealna na przerwę w pracy, nudne wieczory, a nawet na pokazanie znajomym, kto tu jest prawdziwym mistrzem układania trójek. A jeśli trafisz na moment, kiedy wszystko idzie idealnie – no to sorry, ale możesz się trochę czuć jak władca Azteków. Albo przynajmniej jak gość, który znalazł klucz do ich skarbca!