Ej, wyobraź sobie, że wskakujesz za kierownicę i zamiast zwykłej fury, masz do wyboru całą zgraję szalonych bohaterów z uniwersum Super Mario Kart R. Ta klasyczna gra wyścigowa to jakby Mario i spółka postanowili urządzić sobie wielki wyścig życia – tylko bez mandatów i korków. No dobra, korki są, ale na trasie, kiedy próbujesz wyprzedzić kumpla i nagle dostajesz w twarz rakietą (serio, kto wymyślił te power-upy?).
Trasy w Super Mario Kart R są niczym rollercoaster dla nerwów – pełne zakrętów, niespodzianek i miejsc, gdzie można wpaść w totalny poślizg, jak ja raz, próbując zrobić drift, a skończyłem na ścianie. I nie, nie był to efekt zamierzony, choć widzowie na kanapie mieli ubaw po pachy. Ale hej, dzięki różnym pojazdom – czy to motor, samochód, czy nawet rower (tak, serio!) – każdy znajdzie coś dla siebie. No to jak, wolisz szybki motor czy może spokojniejszy rower? W sumie rower to chyba tylko do stylu jazdy “wolno i z dystansem”, ale kto wie, może ktoś z was to mistrz w tej kategorii?
W Super Mario Kart R nie brakuje też różnych trybów gry. Masz ochotę na klasyczny wyścig? Proszę bardzo. A może wolisz drużynową jatkę albo wyzwania, które sprawdzą, czy twoje palce nie są zbyt leniwe? No i oczywiście tryb battle, czyli miejsce, gdzie możesz pokazać znajomym, jak się nie patyczkuje i bombardować ich bombami niczym gwiazdkowy Mikołaj z piekła rodem. To jak rodzinny obiad, tylko zamiast kłótni o dokładkę – rakiety w powietrzu!
Grafika i animacje? No, tu nie ma lipy – wszystko śmiga gładko, jak smarowana żółwim śluzem (brzmi dziwnie, ale trust me, działa!). Emocje przy tym skaczą tak, że nawet Twój kot zainteresuje się tym, co się dzieje na ekranie. No, chyba że jest z tych, co wolą drzemkę od Mario Kartowej akcji.
Podsumowując: Super Mario Kart R to idealny miks śmiechu, adrenaliny i trochę tej niezdarności, która czyni grę tak ludzką i zabawną. Jeśli chcesz sprawdzić, czy Twoi znajomi to naprawdę kumple, czy jednak wyścig to tylko pretekst, żeby się wyzywać i rzucać bombami – nie ma na co czekać! Wskakuj na start, gaz do dechy i nie zapomnij: czasem wygrywa ten, kto ma najwięcej śmiechu.