Gotowy na przygodę, która połączy klasycznego Mario z klimatem starożytnego Egiptu? No to trzymaj się kapelusza, bo Super Mario Egypt Stars to nie jest zwykła platformówka – to prawdziwy wehikuł czasu z wąsem, który zabierze Cię na piaski i piramidy, gdzie czeka masa zabawy i trochę... no cóż, skaczących przeszkód (czyli klasyka gatunku, ale w wersji egipskiej!).
Wyobraź sobie: Mario w sandałach (albo przynajmniej tak mi się wydaje), przemierzający pustynie, świątynie i pałace pełne tajemnic i starożytnych artefaktów. A wszystko to, bo Bowser znowu porwał Księżniczkę Peach – tylko tym razem schował ją w swojej piramidzie. No jasne, ten koleś nie zna urlopu, co? W dodatku musisz zbierać magiczne gwiazdy, które nie tylko wyglądają ładnie, ale i pomagają odblokować nowe ścieżki, więc nie licz, że pójdziesz na skróty.
Sterowanie? Prościzna! Strzałki lub WASD, a spacja to Twój skok – idealne combo, żeby poczuć się jak mistrz platformówek. Do tego całe arsenał power-upów, które sprawiają, że Mario nie jest już tylko skaczącym hydraulikiem, ale prawdziwym egipskim wojownikiem z supermocami. I serio, te piaski trochę kombinują z fizyką ruchu – czasem czujesz się jak na karuzeli w wesołym miasteczku, tylko bez popcornu (ale to chyba lepiej).
Co najlepsze, gra nie ogranicza się do kolejnych skoków i biegów – czekają Cię tu ukryte przejścia, timed jumps (czyli skoki, które uczą cierpliwości), a nawet epickie walki z bossami, gdzie każdy wróg wymaga innej taktyki. Także nie licz, że przejdziesz to na autopilocie. Ale hej, jak przegrasz, to przynajmniej pośmiejesz się z własnych gaf (a to przecież najlepsza część każdej gry, nie?).
Podsumowując: Super Mario Egypt Stars to idealna mieszanka klasycznej zabawy, nostalgii i trochę niecodziennego egipskiego klimatu, który sprawia, że nawet jeśli nie znasz historii faraonów, to poczujesz się jak Indiana Jones z wąsem. No i spokojnie – jeśli masz znajomych, to śmiało możecie grać razem, bo nic tak nie sprawdza przyjaźni, jak walka o ostatnią gwiazdkę czy kryptyczne level-e. Polecam, bo serio – za każdym skokiem czujesz, że życie wciąga Cię na nowo. A przynajmniej do momentu, aż znów wpadniesz w jakieś bagno albo coś cię zje. Ale to już inna bajka!