Okej, wyobraź sobie, że wszystkie Twoje ulubione postacie z Nintendo – tak, mówimy o Mario, Linku, Pikachu, a nawet o tym dziwnym żółwiu, który rzuca muszlami – wskakują na arenę i zaczynają się tłuc na śmierć i życie. Tak mniej więcej wygląda Super Smash Bros, czyli platformowa bijatyka od Nintendo, gdzie skakanie, machanie pięściami i wyganianie przeciwników poza mapę to codzienność. Brzmi jak rodzinny obiad z teściową? Tylko że tutaj zamiast cioci siedzi Donkey Kong i nikt nie mówi Ci, że włączysz gryzienie palców!
Fabuła jest… cóż, powiedzmy, że minimalistyczna, co jest super, bo więcej czasu na rozwałkę. Najczęściej wszyscy spotykają się na turnieju, żeby ustalić, kto jest najważniejszą osobą/urojonym bohaterem w całym uniwersum Nintendo. A jeśli lubisz trochę więcej historii, to w wersjach takich jak Super Smash Bros dla Wii U i 3DS masz tryb Subspace Emissary, czyli fabularną jazdę bez trzymanki, gdzie ratujesz świat, zbierasz postacie i starasz się nie zwariować od tego całego chaosu.
Cel gry jest prosty, ale wysoce satysfakcjonujący: wyrzucić przeciwnika ze sceny. Tak, serio, nie chodzi o to, kto ma więcej życia, ale kto spadnie pierwszy w przepaść. Do tego dochodzą ataki specjalne, combo i ruchy, które potrafią sprawić, że poczujesz się jak ninja na sterydach. Możesz grać na czas albo na liczbę żyć – idealne, żeby sprawdzić, czy Twoi znajomi to faktycznie przyjaciele, czy tylko ludzie, którzy śmieją się, gdy leżysz pokonany na podłodze.
Sterowanie jest mega proste do ogarnięcia, ale uwierz mi, mistrzostwo wymaga nie lada wyczucia. Masz joystick, kilka przycisków, które robią różne cuda, jak skoki, uniki, ataki, a jak się nauczysz, to możesz nawet osłaniać się, chwytać przeciwników i latać w powietrzu niczym bohater kreskówki na kofeinie. Generalnie, jest tu tyle trików, że nawet Twój kot, który położył się na klawiaturze, może przypadkiem zrobić combo!
Super Smash Bros to taki mieszacz nostalgii, adrenaliny i czystej radochy. Piękne grafiki, znajome mordki i niesamowity chaos sprawiają, że ta gra to prawdziwy klasyk, który zadowoli zarówno nowicjusza, który chce się pośmiać, jak i hardkorowego wojownika, który rozgrywa to jak szef. Więc jeśli masz ochotę na bitwę, która jest jak rodzinny obiad, ale bez tych niezręcznych pytań, to wskakuj śmiało – tu zawsze jest miejsce na kolejną rundę!